Otóż wczoraj po raz kolejny w mym życiu przydarzyło mi się coś w tym guście.
Wracałam właśnie od dentysty, który usiłował naprawić skutki innej (także żenującej sytuacji), nadmienić muszę ,że zęby to mój generalnie słaby punkt pod każdym względem, tzw. 3 x K- kłopoty, koszty i kompleksy; szłam sobie w moich zamszowych kozaczkach na szpilkach spokojnie, szczęśliwa po 2 godzinach siedzenio-leżenia, troszkę zamyślona i nie zwróciłam uwagi na fatalną asymetrię chodnika. No cóż, wykonawszy kilka baletowych akrobacji leciałam ku ziemi w niezamierzonej parodii naszego ukochanego Jana Pawła II, a moją rozpaczliwą prośbą było: "O Boże tylko nie zęby"- jakby nie było zostawiłam właśnie w gabinecie nieco kasy. Prośba ma została spełniona-impet zatrzymał się na kolanach. Następnie ostrożnie, ale zdecydowanie- w myśl znanej mi z reklam reklamy: "Padłeś- powstań!", podniosłam się nie patrząc na przechodniów i poszłam do domu. THE END.
Kolana bolą. Urażona godność też troszkę.
A teraz pin up girls- u nich ambarasujące przygody to przycięta spódniczka lub zahaczona spódniczka
lub spadające majtki;-)
No i ostania wpadka: kontakt ze świeżo pomalowaną ławką