Wczoraj byłam u spowiedzi. Uff;-)Wiem,że niepokorny ze mnie duch, cięzko mi sie ukorzyc, przyznac do złamania 10 przykazan,a przede wszystkim chyba obwiescic ,że zawiodłam.
Ta spowiedź była szczególna-nie tylko ze względu na miejsce-hale sportową przekształconą na świątynuie,ale przede głownie dlatego,że odbywałam ja po raz pierwszy twarzą w twarz ze spowiednikiem-młodym i przystijnym dominkaninie jak z portretu El Grecko-w bezlitosnym świetle jarzeniówek. Jak bardzo sie wstydziałam!Tzn. zawsze się wstydze, ale tym razem szczególnie...Bogu dzięki, mój litościwy spowiednik dostrzegłm chyba moja udręke i tematu najbardziej żenującego nie rozwijał.Pokuta tez była lekka, ot 10 minut adoracji...Poszłam tam bezwłocznie i juz po drodze czułam jak cos się we mnie dzieje.Ostatnie kroki robiłam juz prawie po omacku, bo łzy napłynęły mi do uczu, opadłam na wolny kawałek podłogi i zaczęłam sie modlic, walcząc z łzami, które coraz chojniej płyneły mi po twarzy.W końcu przestały płynąc ,a ja poczułam w sobie spokój. Mogłam z usmiechem wrócic do mojej biednej mamy-ciagle jeszcze słabej i zmizerowanej,ale walczącej dzielnie o odzyskanie dobrej formy na resztę życia.
la divina na pierwszym próbnym dniu w pracy,a właściwie juz z niej powraca, więc mam jeszcze przez kilka minut nasza inteligencką norę tylko dla mnie i psa;-).
Mam tyle do przemyślenia!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
MIły Gościu;-).Dziękuję za odwiedziny i mam nadzieję,że zostawisz po sobie dobre wrażenie.Jeżeli chcesz cos napisac zaprszam,ale jeżeli chcesz sie tylko wyładowac, wysmiac czy obrazic kogos, to nie jest właściwe miejsce. Życze dobrego dnia lub nocy;-)